niedziela, 20 kwietnia 2014

Nie ogarniam samej siebie

Wstaję rano i pierwsze kroki kieruję przed lustro. Pierwsza myśl dzisiejszego dnia:  tłusta krowa.
 Jakie to dziwne. Niby wszystko, co logiczne mówi mi, że nie jestem tłusta, tylko po prostu trochę "przy kości", a jak mam dobry nastrój, nawet używam określenia  "normalna".
Nie dzisiaj. Stałam przed tym lustrem dobre kilka minut.  "Na pewno ważę ponad 70 kg"- upierdliwa myśl zrodziła się i ani myślała odejść.
Boczki, tyłek, uda... ogromne, za duże.
Stanęłam na wadzę. Niemożliwe. 66,2, czyli bez zmian, mimo, że 2 dni miałam "przeżarte" i wymiotowałam, potem kilka po 1800-2000 kcal, bez aktywności fizycznej, dopiero ostatnie 3 (dziś 4) jem  w granicach 1000 kcal.
Jak oniemiała sięgnęłam po cm.
Kilka tygodni temu (biust, talia, tyłek, udo):
93,5: 72 :99: 57,5
a dzisiaj:
91: 68,5 : 97,5: 56
Krowa z lustra, jednak ani myślała zniknąć, kazała mi za to ubrać luźną bluzkę i czarne spodnie, chociaż obiecałam sobie  małą, obcisłą bluzeczkę, za talie poniżej 70 cm.
Rodziców znowu wzięło na wycieczkę rowerową. Bolało mnie trochę kolano, ale to olałam. Poza tym, na rowerze nie było tak źle.
Pomimo tego, że w domu mam niezliczoną ilość słodyczy, 2 ciasta (a dojdzie trzecie), mnóstwo rzeczy które lubię, całą Wielkanoc uczciłam 1 małym, nadziewanym jajkiem czekoladowym (60 zbędnych kcal). Najgorsze było jednak to, że po jego zjedzeniu poczułam nieodpartą chęć zwrócenia go. Jednak kazałam jej się zamknąć, bo powrotu bulimii nie przeżyję. Fizycznie, ani psychicznie.
Dzisiejszy bilans to 890 kcal razem z tym zasranym jajkiem, które wcale mi nie smakowało. Poza tym: warzywa, wołowina (fuj), owsianka, mleko, jabłko.
I teraz będzie najgorsza część dnia:
Poszłam pobiegać. Jak pisałam, trochę bolało mnie kolano. Niestety "trochę boli" szybko przeszło w "rwie" i po pokonaniu jakiś 100 m, rozważałam czy nie dzwonić do  mamy, bo z bólu łzy stanęły mi w oczach i nie mogłam się ruszyć.
Kiedy byłam już w domu ,znowu gapiłam się w lustro, jak nawiedzona. Co robiłam? Krytykowałam.
Jestem tłusta wszędzie, nawet na rękach i na plecach! Czy jak schudnę 8 kg to będę  d o s t a t e c z n i e szczupła? Na  pewno nie. W ogóle do jakiego ciała dążę? Szczupłego, wysportowanego, zdrowego... czy wychudzonego, delikatnego, bez skazy?
To:

Czy to

Ku mojemu przerażeniu, to drugie.

3 komentarze:

  1. To chyba źle, że wybierasz to drugie zdjęcie. Dziewczyna na pierwszym jest szczupła... i ma ładnie ukształtowane, jędrne ciało. Hm. Myślałam, że na tym blogu walczysz o to zdrowsze szczęście. Bilans masz świetny i poradziłaś sobie genialnie. Marzą mi się takie właśnie bilanse na tą chwilę przy bulimii nie ma co ryzykować od razu ekstremalnie niskimi, to jedynie prowokacja napadu...

    Wspieram Cię, o jakkolwiek pojęte szczęście walczysz. W sumie, wygląda na to, że sama nie wiesz, ale ja też się pogubiłam... Dlatego doskonale Cię rozumiem. Cieszę się, że NIE zwymiotowałaś.

    I dziękuję, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję, że udało Ci się oprzeć chęci zwymiotowania! Życzę Ci wytrwałości w dążeniu do celu, jakim by on nie był :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze że nie wymiotujesz! Gratuluję! :) Fajnie że ćwiczysz.
    Wytrwałości kochana :*

    OdpowiedzUsuń